Czy rośliny lubią muzykę? Wielu artystów uważa, że tak! Tworzą utwory, które mają pobudzić je do wzrostu i zwyczajnie podobać się ich właścicielom. A co na to nauka? Dr Mi-Jeong Jeong z Korei Południowej przeprowadził serię eksperymentów, które miały sprawdzić, czy i w jaki sposób rośliny reagują na konkretne dźwięki.
Sadzonki ryżu, na których eksperymentował, „słuchały” muzyki klasycznej – „Sonatę księżycową” Beethovena, „Clair de lune” Debussy’ego i „Zimę” z „Czterech pór roku” Vivaldiego. Niestety, nie reagowały. Mogło być tak jednak dlatego, że nie przypadła im do gustu ta konkretna składanka. Inaczej bowiem było, kiedy zapodano im pojedyncze dźwięki. Wykryto wtedy reakcję w genach roślin, które normalnie aktywują się pod wpływem światła. Była ona bardziej wyraźna przy tonach wysokich, a mniej przy niskich. Może rośliny kochają więc elektronikę o wysokiej częstotliwości? Do takich wniosków mógł dojść też Mort Garson. To znany pionier muzyki elektronicznej, który w 1976 wydał pierwszy album dedykowany roślinom.
1. MORT GARSON – „MOTHER EARTH’S PLANTASIA”
Pierwsze dwa słowa w tytule tego albumu odnoszą się do nazwy nieistniejącego już sklepu ogrodniczego w Los Angeles przy współpracy z którym Mort Garson wydał i dystrybuował płytę. Jeśli chciałeś ją dostać, musiałeś kupić roślinę, do której ją dołączali. Aby ją zdobyć, nie dało się po prostu wejść do sklepu z nagraniami. A to tylko pierwsza rzecz, która wpłynęła na to, że stała się kultowa.
Co do samej muzyki, u pokolenia dzisiejszych 20-, 30-latków wzbudzi ona silne skojarzenia z grami retro na przykład tymi z serii „Final Fantasy”. Jest tak dlatego, że autor do jej produkcji użył syntezatora Moog, którego brzmienie przypomina nieco chipy dźwiękowe stosowane w starych maszynach do gier wideo.
Nintendo Entertainment System, 8-bitowa konsola do gier, na której ukazały się pierwsze części FF, pojawiła się dopiero w 1983, a więc 8 lat po premierze albumu Garsona. Wcześniejsze soundtracki z gier były znacznie bardziej prymitywne. Nie ma więc wątpliwości, że to one są wtórne do dzieł tego amerykańskiego muzyka, który tworzył przecież już w latach 60. Jeśli chodzi o źródło jego inspiracji, wiele wyjaśnić mogą nazwy poszczególnych utworów. Znajdziesz tu między innymi „Baby’s Tears Blues”, „Swingin’ Spathiphyllums” oraz „Symphony for a Spider Plant”. Słusznie więc można założyć, że Garson wiele czerpał z muzyki rozrywkowej takiej jak jazz i blues oraz z utworów poważnych.
Album uplasował się na pierwszym miejscu nie tylko ze względu na jego innowacyjność. Moim zdaniem po prostu niesamowicie dobrze się go słucha, zwłaszcza jeśli jesteś fanem dźwięków starych syntezatorów.
2. DEBUSSY – „ARABESQUE NO.1 AND NO.2”
Jak już wiesz, ryż nie lubi muzyki klasycznej. Nie oznacza to, że nie gustują w niej jednak inne rośliny. Okazuje się, że na przykład kukurydza ją uwielbia, czego dowodzą badania amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Annamilia. Z pewnością spodoba jej się zatem niniejsza propozycja. „Arabeski” autorstwa Claude’a Debussy to delikatne utwory wykonywane solo na fortepianie. Duże natężenie wysokich, granych staccato dźwięków sprawia, że roślinki pną się do góry, jak pod wpływem magicznego zaklęcia. Ich właściciele z pewnością docenią również kunszt kompozytora. Orientalizujące i równocześnie nowoczesne brzmienie jego utworów to coś nie tylko dla koneserów. W tych na pozór prostych melodiach można zakochać się od pierwszego słyszenia.
3. MAX RICHTER – „MEMORYHOUSE”
„Memoryhouse” to neoklasyczny album, który zabierze Cię i Twoich zielonych podopiecznych w sentymentalną podróż po wspomnieniach. Kto wie, o czym myślą rośliny, kiedy słuchają tych melancholijnych skrzypiec i powolnego rytmu fortepianu. Prawdopodobnie przypominają sobie czasy, kiedy były jeszcze malutkimi nasionkami ukrytymi w kwiatach matki. Kojące, wplecione w album dźwięki deszczu przypomną im z kolei o momencie, kiedy po raz pierwszy zakiełkowały.
Wracając do rzeczywistości — na albumie brytyjskiego kompozytora nie brak też dynamicznych utworów. Te mogą skojarzyć C się z letnimi burzami. Ogólny klimat jest jednak zdecydowanie jesienny – skupiony na przemijaniu. Weźmy tu na przykład utwór „Garden” – Max Richter nasycił go barokowym klawesynem i dodał do tego spokojną narracją głosową. Oby przy słuchaniu tych dekadenckich nut Twoim roślinom nie opadły żadne liście!
4. DOCETISM –„SECONDARY SUCCESION”
„Sukcesja wtórna – rodzaj sukcesji ekologicznej, która swój początek ma na obszarze już wcześniej zasiedlonym, lecz niedawno silnie zmienionym np. przez pożar, zalew czy zarastanie. O sukcesji wtórnej możemy mówić wyłącznie w kontekście terenu, na którym obecny był już wcześniej inny ekosystem”.
Via słownik ekologia.pl
„Secondry Succesion” to muzyka w mrocznych klimatach. Mrocznych przynajmniej dla ludzi. Mam tu na myśli to, że sukcesją wtórną jest także moment, kiedy rośliny z powrotem pochłaniają teren zajęty wcześniej przez człowieka. Wyobraźmy sobie wielkie aglomeracje, które z powrotem zajmują rośliny – porastają budynki i chodniki, aby finalnie całkowicie pochłonąć ludzki wytwór urbanistyczny. Czy nie wywojuje to u Ciebie dreszczy?
Dreszcze na pewno wywołuje album Macieja Banasika pod szyldem jego projektu „Docetism”. To nihilistyczna, dark ambientowa muzyka, która nie wszystkim się spodoba. Z pewnością jednak wpadnie w metaforyczne uszy roślinom, zwłaszcza tym, które mają wobec ludzi niecne zamiary!
5. DJ PUDIKA/FLORA MUSICA – „MUZYKA DLA ROŚLIN”
„Muzyka dla roślin”. Tak po prostu nazywa się seria audycji muzycznych przygotowanych przez Pudikę. Melancholijne, basowe sety o egzotycznym charakterze mogą okazać się idealne na imprezę z roślinami w tle. Jeśli Twoje mieszkanie pęka od doniczek, a równocześnie marzy Ci się zaproszenie znajomych na dobrą zabawę, „Muzyka dla Roślin” może być doskonałym wyborem. Znajdziesz tu kawałki zarówno taneczne, jak i takie nadające się do słuchania w tle podczas zajmującej konwersacji nad wyborem odpowiedniego pH gleby dla Twojej kalamondyny.